Click Me Click Me Click Me Click Me

8 listopada 2013

MIESZCZUCH NA WSI. DZIECKO NA WSI.


Bocian - złodziej. Bo jak go nazwać skoro w biały dzień zawija nasze siano z podwórka? Niech jednak będzie mu wybaczone. Cały czas wierzę, że co roku przylatuje ten sam egzemplarz, dzięki któremu jestem mamą Budzika...

Jeszcze kilka lat temu powiedziałabym, że po pierwsze nigdy nie będę mieszkać na wsi a po drugie wychowywać tam dziecka. Dziś cieszę się, że jest inaczej. Chociaż....czy aby na pewno? 

Zacznę od plusów, bo tych jest chyba więcej. Przede wszystkim to co cenimy sobie całą rodziną - świeże powietrze. Wychowani we Wrocławiu wiemy co oznacza chłonąć klimat miasta. Krótko mówiąc: spaliny, pot i łzy. Zwłaszcza jeśli skorzystamy z komunikacji miejskiej. Prawdą jest, że za miastem się tęskni. Czasami brakuje tłoku, hałasu, zgiełku codziennego dnia. Na szczęście miasto nie jest na końcu świata i gdy już mamy dosyć tego o czym za chwilę napiszę, nic straconego. Tymczasem Budzik na co dzień korzysta z dobrodziejstw wsi. Jakich? Powietrze. A pardon, to już wymieniłam. Ale niech będzie raz jeszcze, bo to istotne. Powietrze, którym można oddychać pełną piersią. Zieleń po której dokładnie widać porę roku. Wbrew temu co mówią, u nas wciąż widać wszystkie cztery. Piękne, klimatyczne miejsca, zabytki. Bo to wieś nie byle jaka tylko nasza.

Budzik wie jak pieje kogut - nie z elektronicznej plastikowej zabawki (chociaż to też). Codziennie podczas spaceru może oglądać kury, krowy i konie. Zobaczy jak warzywa powoli rosną na grządkach, a nie sklepowych półkach. Już kiedyś słyszałam, że brokuł jest ze sklepu a mleko z kartonu. I to nie jest wina tego, że dzieciaki wychowują się w miastach tylko wina rodziców, którzy nie potrafią nauczyć takich podstaw.

Nikt nas tu nie pogania, nikt nam nie wierci nad głową ani nie leje żony piętro niżej. Jesteśmy u siebie.

Ale żeby nie było tak kolorowo jak na zdjęciach. Wieś potrafi zaleźć za skórę i być solą w oku. Kamienną. Gruboziarnistą. Bo świetnie, że możemy iść na spacer gdzie nas oczy poniosą. Szkoda, że nie ma którędy iść. Gmina jest bogata, zainwestowała mnóstwo kasy w kanalizację (thank's God) ale na chodnik nie wystarczyło. Na dróżkę w parku też nie. I na naprawienie dziur w drodze. I tu mnie właśnie uwiera. Tu boli. Oczywiście dziecku to nie przeszkadza. Sucho, najedzone, mama w zasięgu ręki i wygodny wózek. Najwyraźniej matka ma zły humor i się czepia. Może to dorośli wynajdują sobie problemy? Może to zupełnie normalne, że spaceruję dwie godziny szlakiem studzienek kanalizacyjnych czyli asfaltową drogą umykając do rowu przed autobusem (o ile wybiorę tą bardziej uczęszczaną)? O przepraszam, poniosło mnie z tym autobusem. W końcu jeździ tylko raz na dobę i nie tam gdzie potrzebujemy. 


Cieszę się, że jesteśmy na wsi. Szkoda, że wciąż ma się w tyle (chciałam napisać 'w dupie', uwierzcie!) co młodzi ludzie mają do powiedzenia, czego potrzebują, w jakim kierunku rozwinęliby miejsce, w którym chcą wychowywać swoje dzieci. Uwielbiam ten spokój, ciszę. Coś czuję, że to cisza przed burzą.

6 komentarzy:

  1. Jako osoba, która wychowywała się na wsi mogę powiedzieć, że nie wyobrażam sobie piękniejszego dzieciństwa i przygód związanych z poznawaniem świata niż w wiejskich warunkach właśnie. Pamiętam, że niesamowitą frajdę sprawiało mi szperanie w szopie i wynajdywanie najdziwniejszych skarbów, które potem wykorzystywałyśmy z siostrą w zabawach. Albo to, że w zimie w każdej chwili można było wyskoczyć na górkę za domem i pozjeżdżać. Że tuż obok był las, do którego chodziło się na grzyby i po żołędzie. Że dookoła było zawsze mnóstwo zwierząt, że po bocznych, nieuczęszczanych uliczkach można było do woli śmigać na rolkach. I przede wszystkim - że można było w każdej chwili wyjść do ogrodu i spędzić tam beztrosko pół dnia, pochlapać się w wodzie, pograć w piłkę. Jakoś mocniej doceniało się przyrodę, przeżywało to jak się zmienia wraz z porami roku. Pamiętam, że wręcz współczułam kuzynom, którzy mieszkali na wielkich blokowiskach. Wydawało mi się wtedy strasznie smutne, że nie mają podwórka, które byłoby tylko ich ;)

    Niestety im byłam starsza, tym mocniej zaczął doskwierać mi fakt, że do tak wielu rzeczy i miejsc mam daleko. Chciałam mieć większy dostęp do rozrywki, możliwości rozwoju, poznawania ludzi. I odkąd zaczęłam na studiach mieszkać w mieście, nie chciałam wracać na wieś ;)

    Dzieciństwo jednak wspominam kolorowo. I cieszę się, że było właśnie takie. I właśnie tam gdzie było :)

    Drop_Inn

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się bałam przeprowadzki na wieś. Jestem z małego miasta, ale na prawdziwej wsi nie mieszkałam nigdy, owszem wakacje za gówniarza spędzałam na wsi, ale to co innego. Przez kilka lat mieszkałam w Warszawie. Bałam się, bo wszędzie daleko, nie ma szpitala/przychodni/apteki 24h pod nosem, przedszkole/szkoła daleko, słaba komunikacja... Mieszkam na wsi od pół roku i nigdzie nie było mi tak dobrze :D Dokładnie jak piszesz Aniu, cicho, spokojnie, u siebie. Nigdy w życiu nie zamieniałabym się na mieszkanie w mieście, a zwłaszcza dużym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dorko, u nas wioskę obok jest i apteka i przychodnia i sklepy i przedszkole, podstawówka, gimnazjum. Zaznaczam - na wsi! Na dodatek ponoć wszystko bardzo dobrze prosperuje i się rozwija, chyba dobrą gminę wybraliśmy :).

    Mi się czasem tęskni za miastem, za hałasem, gwarem ale jak spędziłam przymusowo cały sierpień we Wrocławiu to byłam chora :D.

    OdpowiedzUsuń
  4. U nas też jest wszystko, ale piechotą tam biegać to słabo... Samochód to konieczność, a u nas koniecznie dwa. Chodziło mi o to, że nie wyjdę z klatki w bloku i mam aptekę 24h, szkołę przez ulicę czy przychodnię całodobową...

    OdpowiedzUsuń
  5. Temat wieś jest mi bardzo bliski, właściwie teraz mieszkam na wsi, chociaż to "przedmieścia" małego miasteczka. I prawdę powiedziawszy nie odnajduję się tu zupełnie, to co inni doceniają czyli ciszę, spokój, koguty, sarenki ja uważam za przekleństwo. Tęsknię za w pełni tętniącym życiem miasta, miasta w którym żyłam ostatnie pól wieku, może nie takiego wielkiego, ale tez niemałego. Wieś nigdy nie była mi obca zaledwie 40 km od mojego miejsca zamieszkania mieszkali moi krewni, których często odwiedzaliśmy, wiem co to wykopki, wiem co to żniwa, znam odgłos koguta i tak samo zna je moje dziecko, ale obydwoje nie chcielibyśmy tam mieszkać. Nie każdemu to odpowiada. To prawda lubiłam ciszę spokój lasu, spacery po plaży, szum morza nad którym mieszkałam, ale jednocześnie cieszyłam się że w ciągu kilku chwil mogę przebiec się główną ulicą miasta. To prawda nie mieszkałam nigdy w bloku, tylko w domku w dzielnicy domków jednorodzinnych, ale doceniałam to, że zaledwie kilometr od tego miejsca jest tętniące życiem miasto. Dzisiaj tego nie mam i........................... bardzo jest mi z tym ciężko.

    OdpowiedzUsuń
  6. Najpiękniejsze chwile mojego dzieciństwa to te, które mogłam spędzać u babci na wsi. To było tak dawno, a ja pamiętam każdy szczegół... W dużym mieście chętnie bywam, a w małym się urodziłam i tu czuję się jak w domu. To taki mój "złoty środek".
    Wszędzie są plusy i minusy. Najważniejsze to znaleźć swoje miejsce na Ziemi.

    OdpowiedzUsuń